poniedziałek, 15 listopada 2010

Gotowania ciąg dalszy.

Tytuł poniekąd stąd, że właśnie jestem w trakcie pieczenia. Karpatki, dokładniej rzecz biorąc. Niestety piekarnik zajęty (tak, jeden piekarnik na cztery kobiety to stanowczo zbyt mało) Ciasto na razie w fazie rzekłabym początkowo- środkowej. Kusi mnie strasznie jakaś metafora kulinarna znowu, np. karpatka ma warstwy- życie ma warstwy, ale opanuje moją wyobraźnię.
Dzisiaj trochę inaczej, bo o nieszczęściu, czekoladzie i szczęściu, czyli jednym słowem o endorfinach. Kilka osób usłyszało dzisiaj, że są zagrożeni z fizyki, przedmiotu zdawanego przez nas na maturze. Mnie również niechybnie by to groziło, aczkolwiek zapobiegawczo wybrałam fakultet z geografii. Tak, zdaję maturę z fizyki i nie, nie zdaje matury z geografii. Skomplikowane, aczkolwiek to jedna z najbardziej przemyślanych moich decyzji. Tym samym, tuż przed jakże fascynującą nauką poloneza jedno z naszych klasowych słoneczek (z taaaakim uśmiechem i taaaakim serduchem) łzy ronić zaczęło. Niewiele myśląc, jak zwykle zresztą, pocieszać ją zaczęłam. Niestety jakiegoś wymiernego efektu to nie przyniosło. Uczuciowa to może i jestem, ale ostatnio coraz gorzej z moją empatią, nadrabiam za to ironią i ignorancją, dlatego kiedy przyniosłam owemu Słoneczku truskawkową czekoladę (bo czekolada, bo cukier, bo endorfiny i uśmiech!) no i rzeczywiście, cud miód udało się. Kurde jak łatwo wywołać na twarzy innego człowieka uśmiech. Jakby tak wszyscy robili taki jeden uczynek no, może nie codziennie a raz w tygodniu to żylibyśmy w super świecie! Mam taki plan, że będę to robić. Ot, po prostu. Może będzie lepiej. Nie trzeba być politykiem żeby coś zmienić, zresztą tak właściwie to oni za wiele też nie zmieniają. Ja wiem, że to wyświechtane, że każdy to słyszał sto razy, ale to trzeba doświadczyć. Gdzieś czytałam o takim projekcie żeby przekazywać sobie dobre uczynki. Sprawiasz dobry uczynek, osoba którą uszczęśliwiłeś, której pomogłeś sama musi też zrobić coś dobrego. No nic, pędzę do mojej karpatki bo moje Łasuchy już się ślinią na jej widok ;)


Na lekko:

Parabola
Na razie jeszcze płynie wolno
Jeszcze chwile, może dzień
I będzie coraz szybciej
Potem apogeum
Chwila radości, zatracenia
I znowu
będzie płynąć wolno,
potem coraz szybciej
I znowu apogeum
Chwila, bezlik uśmiechów
Czarne świetliki
I tak w kółko,
Przez jakiś czas,
Może miesiąc może dwa
I następne uczucie,
Może nowe, może lepsze
A może tym razem nie
I będzie tak już
                        zawsze?
Parabola uczuć i czasu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz